W sobotę 15 września 2012 r. przeżywaliśmy uroczystość odpustową ku czci Matki Bożej Bolesnej. Sumę o godz. 11.00 celebrował ks. prałat Józef Grzegorzek. Kazanie na sumie wygłosi ks. prałat Józef Zabrzeński.
Ks. Józef Grzegorzek obchodzi w tym roku 70-lecie święceń kapłańskich. Po wyświęceniu na kapłana w latach 1942 – 1948 pełnił posługę wikariusza i katechety w naszej parafii.
Ks. Józef Grzegorzek urodził się 6 kwietnia 1916 r. jako 10. dziecko wielodzietnej (13 osobowej) rodziny chłopskiej w Kobyłczynie k/Ujanowic. Święcenia kapłańskie otrzymał 9 sierpnia 1942 r. Posługę duszpasterską pełnił tylko w dwu miejscowościach: w latach 1942-1948 jako wikariusz w Bobowej i przez 43 lata, jako proboszcz w Łosiu. Do Starego Sącza przybył w 1991 r. i do chwili obecnej z dużym oddaniem i pasją służy jego mieszkańcom. Uczynny, ofiarny, bardzo przywiązany do Kościoła, służebny w stosunku do ludzi, cieszy się uznaniem i szacunkiem starosądeczan. Zawsze pozytywnie myślący, pełen optymizmu i nadziei, trzyma się zasady życiowej, którą i nam poleca: „Ciesz się wszystkim i pomagaj innym! Będzie lepiej!”
Wspomnienia z pobytu w Bobowej:
W roku 1942 po święceniach zostałem skierowany na wikariusza do Bobowej, przybyłem dwa tygodnie po wywiezieniu wszystkich Żydów przez hitlerowców do getta. Zastałem tutaj wspaniałego kapłana ks. dziekana, Stanisława Warchałowskiego. Był to dobry człowiek, szlachetny kapłan, a więc początek mojej drogi kapłańskiej był bardzo miły. Ksiądz proboszcz polecił mi między innymi troskę o remont kościoła świętej Zofii. Parafianie z wielkim zapałem przystąpili do pracy. Gdy zapowiedziałem, że trzeba przywieźć gonty zakupione w Śnietnicy i Banicy, to kilkadziesiąt furmanek przyjechało, a trzeba było o wiele mniej. Wówczas daliśmy nowy dach wraz ze stropem. Robotników nie brakowało, nawet inteligencja włączyła się do pracy fizycznej.
Z polecenia ks. Warchałowiekiego sprowadziłem do Bobowej SS. Dominikanki, by prowadziły przedszkole i opiekowały się kościołem. Wykorzystaliśmy stary żydowski dom, w którym urządziliśmy prowizoryczne mieszkanie dla sióstr i salę dla przedszkolaków.
Miałem to szczęście, że kilku moich ministrantów zostało kapłanami. Przez wiele lat jako klerycy odwiedzali mnie w Łosiu, co sprawiło mi wiele radości. Jeden z nich pracuje dziś jako misjonarz.
Pracy było tutaj bardzo dużo, bo byłem sam wikariuszem, a ks. dziekan był w podeszłych latach. Uczyłem religii w trzech szkołach i liceum. Po trudach codziennej pracy wstępowałem do kościoła, klękałem przed cudownym obrazem Matki Bożej Bolesnej i prosiłem o pomoc.
Po sześciu latach zostałem skierowany przez ks. biskupa do Łosia na probostwo. Czas spędzony w Bobowej wspominam bardzo miło.